Mill sfio sub obligacji korporacyjnych po angielsku
Wszystko to skłoniło mnie do refleksji nad tym, czego właściwie uczymy się w szkole. W XX wieku sformułowano mnóstwo teorii nauczania, ale wszystkie sprowadzały się do jednego – jak przyswajać informacje, a nie jak je wytwarzać. Oczywiście, to ważna rzecz – umieć zdobyć wiedzę i przedstawić ją na egzaminie. Ale w warunkach globalnej ekonomii XXI wieku równie ważne jest: umieć formułować własne pomysły, uczyć się szybko, rozwijać indywidualne uzdolnienia twórcze. Być może takie wyzwania są czymś nowym dla systemu szkolnego, ale nie dla geniuszy z przeszłości. Ich sukcesy dowodzą, że umieli połączyć te dwie rzeczy – naukę i twórcze myślenie.
Zaczęłam poszukiwać teorii nauczania, która pomogłaby dzisiejszym dzieciom dokonać tego, co zawsze robili geniusze. Pracując z dziećmi i rodzicami w różnych szkołach i częściach świata, zdałam sobie sprawę, że niezależnie od tego, jak głęboko przemyślane są teorie nauczania, zawsze pozostają one tylko teoriami. W praktyce nie istnieje uniwersalny wzorzec uczenia się. Bo, na dobrą sprawę, niby czemu miałby taki wzorzec istnieć? W ciągu ostatnich lat ujawniło się to we wszystkich dziedzinach życia i produkcji – od ubrań, które nosimy, przez jedzenie, jakim się żywimy, po leki, jakimi leczymy choroby – nie ma jednej miary, każdy z nas jest jedyną w swoim rodzaju, niepowtarzalną jednostką. Z nauką jest tak samo jak z innymi dziedzinami życia.