Nikt nie będzie geniuszem, dopóki ja tak nie zawyrokują!
Być może w trakcie lektury dalszej części tego rozdziału pomyślisz sobie: „No tak, ale idee Einsteina były tak rewolucyj- ne, że nikt nie umiał ich obalić” albo „Wszyscy widzieli, że Leonardo da Vinci jest geniuszem, bo tak wspaniale rysował”. Pamiętaj jednak, że bez kogoś, kto dostrzegł i publicznie uznał genialność ich idei, największym geniuszom ludzkości niełatwo byłoby przebić się ze swymi pomysłami. Jeden z mitów dotyczących geniuszu brzmi, że ilekroć przyjdzie na świat jakiś genialny człowiek, współcześni natychmiast uznają jego wielkość, a potem już tylko go wielbią. Nim podjęłam badania nad historią geniuszy, też tak to sobie wyobrażałam. Szybko jednak odkryłam, że idea geniuszu jest tworem zbiorowych wyobrażeń. Do odkrycia geniusza trzeba co najmniej dwóch osób – jednej, która dzięki swym talentom sformułuje jakąś niepowtarzalną ideę, i drugiej, która nie tylko dostrzeże ów pomysł, ale i uwierzy w jego genialność. Jak mieliśmy okazję się przekonać na przykładzie trzech powszechnie uznanych geniuszy, rodzice wierzyli w ich talenty i pomysły już wówczas, gdy byli dziećmi i udzielali im wsparcia oraz pomocy. W XXI wieku nic się pod tym względem nie zmieniło. Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, jak zaczynali Julia Roberts, David Beckham, Ti- ger Woods czy Venus i Serena Williams? Wszystko zaczęło się od mamy, taty i/lub bystrego mentora. Moje gratulacje! Dotarliśmy do mety i możecie zrzucić buty. Od tej pory jesteście ekspertami w sprawach geniuszu!